środa, 6 lipca 2011

Ciekawa osobowość w cieniu mody

Madeleine Vionnet


Madeleine Vionnet „ krawcowa krawców” Znana dziś tylko specjalistom od mody, Madeleine Vionnet była w okresie międzywojennym jedną z najbardziej cenionych krawcowych, obok Coco Chanel, Jean Lanvin czy Elsy Schiaparelli. Nazywana „krawcową krawców”, była pionierką w sztuce kroju ze skosu i drapowania. Jej działalność stanowi ważny etap na drodze transformacji kobiecej sylwetki i wyzwalania damskiego ciała z ograniczeń ubraniowych, jakimi był gorset i nadmiar ozdób. Poszukiwała esencji stylu, badając nieznane ścieżki i wstrząsając regułami zawodu. Była wrogiem „mody”, a to, co robiła, nie mieściło się w kategoriach sezonowych kaprysów, miało „trwać całe życie”. Dążyła do piękna idealnego, ponadczasowego, wiecznego. Jako jedna z nielicznych wśród wielkich krawców rzeczywiście umiała szyć. Przede wszystkim była jednak ekspertem w dziedzinie kroju i konstrukcji. Być może jej talent nigdy by się nie ujawnił, gdyby nie przypadek. W wieku 12 lat ojciec zabrał ją ze szkoły i umieścił w pobliskiej pracowni krawieckiej. Potem decydowała o sobie już sama. Mając 20 lat, znalazła się w Londynie, gdzie w domu mody Kate Reily mogła zgłębiać tajniki angielskiej techniki kroju. Dopiero tam naprawdę nauczyła się zawodu. Kiedy w 1901 r. wróciła do Paryża, otworzyło jej to drogę do renomowanego domu sióstr Callot. Jako prawa ręka najstarszej, Madame Gerber, otrzymała lekcję rygoru i powściągliwości. „Bez Nich robiłabym nadal Fordy. One pozwoliły mi na tworzenie Rollsów” – mawiała później. Siostry Callot pracowały wtedy pod hasłami powrotu do natury, w zgodzie z tendencjami estetycznymi epoki. W modę wchodziły nowe, lżejsze materiały - muśliny, szyfony, jedwabie - i trzeba było stosować do nich inne techniki kroju i szycia. W gładkich i delikatnych, często przezroczystych tkaninach, trudno było ukryć szwy. Vionnet postanowiła uczynić z nich element dekoracyjny, podkreślający konstrukcję ubioru. Jej poczynania nie uszły uwadze innego słynnego krawca epoki, Jacque`a Douceta. Bez wahania przyjęła propozycję „odmłodzenia” jego domu mody. Była to dla niej szansa na tworzenie własnych modeli, a o niczym bardziej nie marzyła. Nowoczesne, awangardowe pomysły nie spotkały się z uznaniem personelu ani większości klientek, a próby prezentowania ubiorów na przechadzających się boso, pozbawionych gorsetów modelkach przyjmowano milczeniem. Sprzedawczynie szeptały: „o tych sukniach nie będzie się pamiętać”. Za wszelką cenę chciała się uniezależnić. W 1912 r. otworzyła niewielki salon, którego działalność przerwała I wojna światowa. Dopiero po jej zakończeniu przyszedł prawdziwy sukces, a nowatorskie idee zostały wreszcie docenione przez kobiety, dojrzalsze i bardziej samodzielne po doświadczeniach wojennych. Naczelną zasadą twórczości Madeleine Vionnet była prostota. Zmierzała ku niej czerpiąc z zasad estetycznych antyku – źródła jej fascynacji i inspiracji. Podstawę jej koncepcji ubioru stanowiły cztery elementy: proporcje, równowaga ruch i prawda. Dwa pierwsze wyrażały się w harmonijnej budowie ubrań, ruch zaś poprzez ukośny krój, który sprawia, że ubiór swobodnie układający się wokół ciała, tworzy drugą skórę, podkreślając naturalne piękno. Prawda wiązała się z koncepcją ubioru prostego, archetypicznego, zredukowanego do najprostszej formy. Grecki peplos - prostokąt materiału udrapowany na sylwetce, zamotany wokół talii, opadający w plisach ku dołowi, to dla Vionnet punkt wyjścia, podstawowy model i wzór. Jego ideę rozwijała w powolnym i żmudnym procesie upinania, naciągania i drapowania, w którym nieodłącznym narzędziem pracy i milczącym świadkiem jej zmagań, był mały drewniany manekin. Na nim, jak rzeźbiarz, modelowała swe ubiory, badając strukturę tkaniny, rodzaj jej splotu i miękkość. Vionnet oczyszczała, wręcz ogołacała swe ubiory z wszelkich zbędnych ozdób, zamykając je w czystej formie, podkreślanej jedynie wyrazistą, do perfekcji doprowadzoną konstrukcją. W swych modelach rozwijała niemal naukową geometrię. Sam wielki Dior przyznawał, iż „nigdy nie pchnięto wyżej sztuki krawieckiej”. W myśl swej dewizy, iż „o wyglądzie kobiety decyduje źle lub dobrze skrojona suknia” ogromną wagę przywiązywała do przymiarek, które trwały godzinami. Klientka musiała się poruszać, obracać, spacerować, siadać i wstawać tak długo dopóki rezultat nie był dla krawcowej satysfakcjonujący. Wszystko odbywało się w spowitych przefiltrowanym przez witraże światłem, wnętrzach wytwornego salonu przy avenue Montaigne. Urządził go w stylu art deco, specjalnie dla Vionnet, najsłynniejszy dekorator epoki – Georges de Faure. Projektantka była zawsze otwarta na nowe prądy, nie tylko w sztuce. Także w zarządzaniu domem mody wykazała się duchem nowoczesności, nie zapominając przy tym o dobrym samopoczuciu swych pracownic. Korzystały one z wszelkich udogodnień socjalnych, począwszy od żłobka po darmową opiekę lekarską i płatny urlop. W obliczu zbliżającej się II wojny światowej Vionnet zamknęła dom mody. Mając 63 lata wycofała się do swej rezydencji w Passy pod Paryżem, gdzie zamierzała, otoczona książkami i przyjaciółmi, dożyć stu lat. Prawie jej się to udało, zmarła we śnie mając 99 lat. Był rok 1975. Jako wybiegająca w przyszłość wizjonerka, świadoma wartości swego dorobku, w 1952 r. ofiarowała Francuskiej Unii Sztuk Kostiumu zbiór liczący blisko 130 sukien, kilkaset wykrojów i kilkadziesiąt albumów fotograficznych, które powstawały w celu ochrony, coraz bardziej zagrożonych, praw autorskich i stanowią niecodzienną dokumentację jej pracy. Ten dar stał się zaczątkiem, powstałego już po jej śmierci, muzeum mody. Nigdy dotąd nie pokazywano publiczności tej wyjątkowej kolekcji. Trwająca właśnie w Muzeum Sztuk Dekoracyjnych w Paryżu wystawa „Madeleine Vionnet – purystka mody” jest pierwszą paryską retrospektywą, która oddaje hołd jednej z największych krawcowych XX wieku, na nowo odkrywając ją światu. Na dwóch piętrach muzeum, w minimalistycznej scenografii, stworzonej przez znakomitą designerkę - Andree Putman, pokazuje ewolucję tej niecodziennej twórczości. Wszechobecna czerń oraz lustra odbijające w nieskończoność zamknięte w szklanych gablotach suknie, potęgują wrażenie niewzruszonego trwania kreacji artystki, która zrobiła bodaj wszystko zanim pomyśleli o tym współcześni twórcy mody. Technika skośnych cięć - jej wizytówka - doprowadzona przez Vionnet do perfekcji, została jeszcze za jej czasów podjęta przez Alix Gres i Balenciagę, a dzisiaj odwołuje się do niej John Galliano, dla którego archiwa znakomitej poprzedniczki nie mają tajemnic. Vionnet wyznaczyła początek jednej z dróg, którymi podąża dzisiaj moda. Jest to droga minimalistyczno-konceptualna, której wyznawcami są tacy twórcy, jak Yohji Yamamoto czy Hussein Chalayan. Jej dzieło pozostało wartością samą w sobie, na wieczność, jak tego życzyła sobie sama twórczyni.

wtorek, 5 lipca 2011

Mariolka

Mariolka to moja trzecia lala, hahaaa jak to się mówi do trzech razy sztuka. Poprzednie dwie siedzą sobie na honorowym miejscu u Anastazji w pokoju z uśmiechami od ucha do ucha domalowanymi przez moją córcię. Mi Mariolka się podoba a Wam?
Lala jest dość spora - 80cm. Jak na razie to moje największe dziecko z tej serii.
Uszyłam też portfelik kieszonkowy i dołączyłam do kompletu
Mariolka została wystawiona na sprzedaż, na pewno komuś się spodoba :)

piątek, 27 maja 2011

Lucy

Miałam pisać i nic nie napisałam. Za wiele smutnych tematów się nasuwało więc nie pisałam. Dość już złego na tym świecie, nie będę się dokładać swoim narzekaniem na korki i idiotyczne światła w Poznaniu na nieuprzejmych i skąpych poznaniaków i brudne miasto. To widziałam jeżdżąc rowerkiem na początku. Odpycham jednak te negatywne emocje od siebie, bo po co się będę wkurzać i zadręczać, skoro niczego to nie zmieni.
Była komunia mojej córki w Katedrze Poznań. Wszystko wypadło dobrze, chociaż było ciężko. Nikomu nie polecam organizowania takiej imprezy w domu jak nie ma się konkretnego wsparcia. Mimo to dziękuję wszystkim dziewczynom, które podczas gdy powinny siedzieć, angażowały się w podawanie do stołu. Anastazja była bardzo szczęśliwa tego dnia i to było dla mnie najważniejsze, reszta to dodatki do ceremoni:)
No i wreszcie kiedy to już komunia za mną, biały tydzień też, chwila oddechu i maszyna w ruch. Oto efekt po krótkiej przerwie. :)
Oto Lucy


piątek, 15 kwietnia 2011

Od dawna, kiedy tak sobie jeżdżę rowerkiem do pracy myślę o różnych hahah rzeczach. Prosto rzecz ujmując o życiu wśród ludzi, ich zachowaniach, wyrazach twarzy, złościach i radościach. Wciąż mam mnóstwo tematów z którymi chciałabym się podzielić z innymi. Zawsze z kolei mam wątpliwości co do tego jak się do tego zabrać. Każdy temat jest inny.
No i tak sobie myślę, że skoro mam tego oto bloga to będę tu pisać. Kiedy go zakładałam zamierzenie było zupełnie inne.
Jestem Aga. Nie prowadzę super wystrzałowego życia, robię mnóstwo fajnych rzeczy widzę i chcęopowiadać o tym co widzę. Chciałabym się tym dzielić i poznawać jak najwięcej opiini na tematy prze ze mnie poruszane. Zapraszam wszystkich do wrzucania tematów: Zwykłych, zwyczajnych i niezwykłych oraz niesamowitych.
Tak bardzo chcę poznawać zdanie innych ludzi tylko po to żeby bardziej ich zrozumieć.

wtorek, 1 marca 2011

Konrad - królik pracujący



Kolejna praca to dwie poszewki na poduszeczki, to moje pierwsze patchworki
Mam taki beżowy narożnik w domciu i brakowało mu właśnie trochę kolorowego dodatku

A to serduszka, zrobione pod wpływem natchnienia, to nie są serca walentynkowe, ślicznie wyglądają jako dekoracja na stole np: w koszyczku z jabłkami albo w doniczce z kwiatem


środa, 2 lutego 2011

Adaś

Dorzucę dzisiaj jeszcze gąskę, jest naprawdę urocza i świetnie wygląda w doniczce z kwiatkiem

------------------------------------------------------------------------------------
Adaś

Chiałaby podzielić się z Wami pewną historią, która bardzo mnie wzruszyła.
Moja córeczka niebawem skończy 9 lat, :) jest urocza, wiadomo bardzo ją kocham i jest moim oczkiem w głowie. Świetnie się uczy jest bardzo inteligentna i uparta. Za to z byle powodu lubi się rozpłakać a i czasem nogą tupnąć z kapryśnym grymasem na buzi. Jest zdrowym i dobrym dzieckiem. Jakie to szczęście prawda. Pewnie wielu z Was, cieszy się ze swoich pociech i jest z nich naprawdę dumna. A wyobraźcie sobie, że pewnego dnia wszystko może się zmienić. Jak? O tym opowie Wam poniższa historia, historia rodziców takich jak Wy:
------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------
Witam mam na imię Piotr i jestem tatą Adasia. Adaś jest pięciolatkiem z poważną wadą słuchu. Mój synek urodził się zdrowy jednak po paru latach zauważyliśmy z żoną, że jego rozwój w zakresie mowy się zatrzymał. Badania wykazały, że Adaś ma głęboki niedosłuch w obu uszkach co bez rehabilitacji i nowoczesnych urządzeń wspomagających wyklucza go z normalnego egzystowania w społeczeństwie. W zeszłym roku udało nam sie zdobyć dla niego zestaw aparatów słuchowych i już namacalnie widać efekty. Z Adasiem nareszcie jest kontakt i zaczeła się ciężka praca rehabilitacyjna. Aparaty jednak poważnie wpłynęły na stan naszych finansów a to tylko szczyt góry potrzeb. Bardzo nam zależy aby Adaś mógł rozpocząć naukę w szkole ze zdrowymi dziećmi, ale aby to było możliwe musi nadrobić bardzo duże zaległości względem rówieśników. Istnieją urządzenia elektroniczne jak i ćwiczenia rehabilitacyjne, które mu w tym pomogą lecz aktualnie nie są to rzeczy w naszym zasięgu.

Dlatego właśnie jeśli nie Masz innych pomysłów co zrobić z 1% podatku i Masz zamiar oddać go naszemu prorodzinnemu państwu, które niewiele Ci pomoże w potrzebie przekaż go osobie potrzebującej. Adaś właśnie taką osobą jest i liczy na Twoją pomoc. Podobno dobre uczynki zawsze wracają do adresata więc warto to sprawdzić.

W odpowiedniej rubryce PIT-U Wpisz ten numer konta i koniecznie Dopisz, że to ,,dla Adasia Kosickiego’’.

Fundacja Wielspin-Reha
94116022020000000040627562

W moim i Adasia imieniu z góry wielkie dzięki.
Piotr Kosicki
W razie pytań poprostu pytajcie pozdrawiam;-)

poniedziałek, 31 stycznia 2011

A tu taki mały koteczek, urodzinowy prezencik

Na bal przebierańców zawsze mojej córce sama przygotowuję strój, poniżej jeden z nich, przebranie za wróżkę, Jak odnajdę zdjęcia z baliku to dorzucę, Anastazja wyglądała uroczo. Jest to strój na dziewczynkę 4-6 lat

lalki

Kiedy uszyłam pierwszą lalkę, nie byłam zadowolona z mojej pracy, więc uszyłam następną. Mojej córce bardzo się podobają takie zabawki, zauważyłam ogromną różnicę w zabawie. Zwykłe lalki mają wszystko, można kupić nawet pralkę, więc dziecko nie musi się wykazywać zbyt wielką fantazją i kreatywnością. Szmacianki działają zupełnie odwrotnie, pobudzają wyobraźnie, bo skoro zabawka jest ręcznie uszyta, unikatowa i jedyna..... dziecko traktuje ją wyjątkowo. Aparat mi padł więc zdjęcia z telefonu, średniej jakości, podmienię niebawem na wyraźniejsze :)

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Moje szycie

Zaczęłam niedawno szyć maskotki i się rozkręcam powoli. Firanki ulepszone, pokrowiec na pufkę i co chwilę nowy pomysł, kiedy ja to wszystko wyprodukuję się zastanawiam, bo lista się wydłuża i wydłuża........